• 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5

Wkręć się w obroty


Tej przynęty spinningowej nie trzeba szczególnie przedstawiać, używa jej każdy, kto łowi na spinning. Ma wiele zalet, wywołuje silną falę hydroakustyczną i tym świetnie wabi drapieżniki i paradrapieżniki. Doskonale czuć na kiju jej pracę. W ten sposób, wędkarz otrzymuje ważne informacje, co dzieje się z przynętą, która oddalona jest o kilkanaście a w przypadku trollingu kilkadziesiąt metrów. Poza tym, niezmiennie od bardzo wielu lat jest przynętą bardzo łowną.

Nasza działalność na początku nie przewidywała produkcji przynęt obrotowych. Wyzwanie rzucili nam sami wędkarze - stali klienci, którzy poza wahadłówkami, chcieli mieć w arsenale przynęt wirówki z naszej pracowni.

Aby wyróżnić się na rynku tych przynęt, musieliśmy zmodyfikować we własny sposób to, co jest w nich najważniejsze, czyli skrzydełka. Nasze paletki to kompilacja klasycznych kształtów europejskich i amerykańskich. Mimo drobnych zmian zachowały swoje właściwości i klasyczną pracę. Błystki obrotowe z naszej pracowni są wyjątkowo i precyzyjnie wykonane. Wszystkie elementy konstrukcyjne są nierdzewne i bardzo dobrej jakości, powłoka kolorystyczna trwała. To wszystko gwarantuję idealną pracę i skuteczność.

Wahadłówki

  • P-01

    Mała lekka wahadłóweczka - mała tajna broń. Przeznaczona przede wszystkim do Czytaj więcej
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • 11
  • 12
  • 13
  • 14
  • 15
  • 16
  • 17
  • 18
  • 19
  • 20
  • 21
  • 22
  • 23
  • 24
  • 25

Obrotówki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5

UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Srebrna wiosna

Srebrna wiosna

 

Remi i jego pierwszy srebrniak     Za oknem -8 stopni, śnieg, ale ja w myślach wędruje z wędką leśną ścieżką i słyszę w oddali ten wspaniały szum rzeki. W powietrzu unosi się ostry zapach lasu wywołany przez ciepłe promienie słoneczne, głęboko oddycham. Tego mi już właśnie brakuje - zapachu nadchodzącej wiosny.

    Wraz z tą myślą budzi się we mnie, jak co roku, plan, aby nareszcie porządnie połowić troci-srebrniaków! Wczesna wiosna to wymarzony moment na takie łowy zarówno dla wędkarskiej duszy, jak i dla ciała. Nad wodą nie ma już tłumów, więc możemy łowić spokojnie, zgodnie z wcześniej opracowanym planem, a aura zachęca do całodziennych dalekich wypadów bez potrzeby wracania na kwaterę.

    Podstawowym kryterium do planowania naszego wyjazdu jest pogoda. Ma ona przyczynić się do wzrostu poziomu wody w rzekach. Jeżeli przez kilka dni na północy padał deszcz, na morzu szalał sztorm, a wiatr dmuchał z kierunku zachodniego, zachodnio-północnego, lub północnego, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko wykręcić się od wszelkich obowiązków domowo-zawodowych i obrać jedyny słuszny kierunek, notabene taki sam, jaki wybierze nasza upragniona srebrna zdobycz.

    Podniesiony stan wody w rzekach, które mają swoje ujście w morzu, sprzyja wstępowaniu świeżych morskich troci, które przez kilka pierwszych dni będą bardzo agresywne. Ich zachowanie niewiele odbiega od tego, jakie przejawiają w morzu i właśnie te kilka dni może decydować o naszym sukcesie.

Szykując nasz wyjazd musimy być jednak świadomi, że troć wędrowna - jak sama nazwa wskazuje - gdy ma odpowiednie warunki, bardzo dynamicznie przemieszcza się w górę rzeki i z każdym następnym dniem od wpłynięcia gaśnie w niej instynkt łowcy. Przestaje żerować, staje się ostrożna, łagodna, kryje się w głębokich rynnach, dołach. Zaczyna nabierać typowych zachowań swojego kuzyna pstrąga potokowego. Wtedy atakuje już tylko intruza, bo rozwija się w niej instynkt obrony terytorium.

    Zanim jednak wyruszymy nad naszą ukochaną rzekę, warto przemyśleć i ułożyć sobie w głowie jakiś plan na różne ewentualności. Wiadomo, nigdy nie możemy być do końca pewni, jaką pogodę zastaniemy, jakie będą warunki nad rzeką, czy woda opadnie, zmętnieje, gdzie wtedy może być ryba ??! itd…W komfortowej sytuacji są tylko ci, którzy mają gdzieś na północy swojego kumpla informatora, lub starzy doświadczeni trociarze, którzy w mig przystosują się do sytuacji. Na to trzeba jednak lat… spędzonych nad wodą.

    Ponieważ, ja nie zaliczam się do uprzywilejowanych powyższym, za to w nogach czuję parędziesiąt kilometrów przedreptanych nad Iną, oraz mam na koncie kilka, wypracowanych z uporem ryb nad innymi rzekami Pomorza, więc mogę podpowiedzieć, jak się do tego zabrać.

    Jeśli cało i zdrowo dojechaliśmy do celu a pogoda dotrzymała słowa i była ostatnio pod przysłowiowym psem możemy być pewni świeżych ryb w rzece. W łowieniu srebrnej troci nie ma wielkiej tajemnicy, zarówno, jeśli chodzi o przynęty, jak i samą technikę. Jest tylko jeden warunek, że uda nam się trafić w ten właściwy moment, gdy właśnie co wpłynęła do rzeki.

Wybór odcinka jest prosty. Jeżeli zaczynamy wędkować zaraz po sztormach obławiamy strefę przyujściową. Jeżeli zaś przyjedziemy kilka ładnych dni po nich, szukajmy ryb w górze rzeki.

Jak już wspomniałem, jest to ryba bardzo aktywna, agresywna, silna i jeszcze żerująca, często zdradza swoją obecność licznymi spławami, nie rzadko ugania się za drobnicą, co również nie umknie naszej uwadze. Dlatego tak istotne jest, aby to nasza przynęta wylądowała jako pierwsza w dobrej miejscówce.

Ile to razy idąc rano na bankówkę mijałem miejscowego z rybą??! Nie warto pisać, co wtedy czułem. Warto jednak trzymać się zasady bycia pierwszym za wszelką cenę, cenę wyspania, cenę śniadania i wszystkiego, co zbędne zaraz po przebudzeniu się.

    Osobiście jestem zwolennikiem dynamicznego łowienia srebrniaków i do takiego stylu dostosowuję swoje pudełko. Głęboko schodzące woblery i ciężkie blachy muszą poczekać aż przeniesiemy się daleko w górę rzeki, gdzie będzie trzeba dłubać. Teraz, blisko ujścia przyda się coś chodzącego w pół wody. U mnie na agrafce wiszą przeważnie moje wąskie mosiężne, miedziano-cynowane wahadłówki T04 a’la mors, 8cm-20gr. Ich wężowata praca jest bardzo prowokacyjna, kołysze się na boki dając refleks i sygnał w głąb wody. Sama blaszka nie stawia dużego oporu, więc szybko możemy korygować kijem głębokość jej prowadzenia. Drugie podstawowe żelastwo to obrotówka nr3 z paletką long w kolorze matowego srebra. Jej chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Na koniec zostawiam zawsze woblery. Wybieram schodzące do 1,5m, o agresywnej ogonowej pracy, kolory raczej naturalne, chociaż mi sprawdza się również niebieski.

W doborze przynęty kierujmy się jednak zawsze swoimi własnymi przekonaniami i wiarą w jej skuteczność. Nie ma nic gorszego, jak przymuszanie się do czegoś, a w konsekwencji łowienie bez entuzjazmu.

Gdy już uzbrojeni i gotowi staniemy nad brzegiem rzeki, warto zastanowić się, w którym miejscu możemy spodziewać się brania ryby i jakie mogą zajmować one stanowiska. Standardem są miejsca z przyśpieszonym nurtem, gdzie woda się marszczy, rwie, gra, kryje zalegające głazy, lub powalone drzewa. Wiosenne srebrniaki lubią taki wyraźny uciąg. Do pewnych miejsc można zaliczyć także zakręty z podmytymi burtami, przewężenia koryta, wlewy. Dopełnieniem takiego krajobrazu są łozy, które dają rybom dodatkowy cień.

   Sama technika łowienia jest dziecinnie prosta. Od razu na myśl przychodzi mi instrukcja, jaką kiedyś usłyszałem nad rzeką. Mianowicie na pytanie młodego adepta, jak łowić trocie, starszy pan odpowiedział:

- Umisz młody trafiać w rzekę?

- No umie,

- No to rzucaj, kiedyś się uwiesi.

Jest to co prawda spore uproszczenie, ale i tak, coś w tym jest.

     Ja wykonuję zazwyczaj rzut lekko w górę rzeki. Gdy linka spłynie i jest na mojej wysokości, a przynęta osiągnie zamierzoną głębokość, zamykam kabłąk. Szybko wybieram luz i prowadzę błystkę w dryfie. Nie pozwalam jej jednak na oranie dna, tylko staram się, aby penetrowała raczej górną partie wody, ale równocześnie, żeby nie była też widoczna w polaroidach. Takie prowadzenie można osiągnąć za pomocą wędziska, lub kołowrotka. Ja mieszam ze sobą te techniki. Pozwala to jednocześnie poprowadzić błystkę agresywniej i szybciej od nurtu rzeki. Srebrniak lubi, jak coś wyraźnie przemknie górą w zasięgu jego wzroku. To go pobudza i prowokuje do ataku.

     Można też pokusić się o obłowienie miejscówek znajdujących się powyżej nas. Jeśli widzimy jakąś zwałkę, której nie da się obłowić tradycyjnie, lub np. spory pas łozin broniący dojścia do rzeki, warto rzucić daleko w górę, a blisko tych przeszkód. Następnie trzeba pozwolić przynęcie spływać swobodnie z nurtem. Nasze działanie ogranicza się wówczas do wybierania luzu kołowrotkiem. Mój pierwszy srebrniak skusił się właśnie na tak prowadzoną blachę. To był raczej rzut rozpaczy, niż przemyślany ruch, gdyż znużony łowieniem zacząłem machać, gdzie popadnie.

  Pisząc o dynamicznym łowieniu miałem na myśli również samo tempo poruszania się nad rzeką. Miejsc do obławiania znajdziemy po drodze sporo, ale naprawdę niewiele mamy czasu, zanim zaczną nam deptać po piętach intruzi. Radzę zatem, aby wykonać w każdym ciekawym miejscu nie więcej niż dziesięć rzutów. Uwierzcie, jeśli jest tu świeży morski srebrniak, to na pewno nam nie odpuści.

   Brania nie są jednakowe. Czasem ryba potężnie uderzy w przynętę zamkniętym pyskiem, co odczujemy jak kopnięcie w łokieć, innym razem delikatnie pstryknie, lub po prostu siądzie na kiju. Pierwsze branie nie jest szczęśliwe - ryba zapina się zazwyczaj na zewnątrz, co może ułatwić jej odzyskanie wolności podczas skoków, młynkowania i trzepania łbem. Drugie trzeba ciąć instynktownie. Jeśli nawet takich pstryknięć mamy setkę jednego dnia, tym razem to może nie być patyk…Trzecie gwarantuje nam dość udany finał, ponieważ ryba praktycznie zacina się sama, bierze przynętę swobodnie spływającą od tyłu i robi gwałtowny zwrot, umieszczając ją w swoich nożyczkach.

Aby dopomóc szczęściu i cieszyć się z sukcesu pamiętajmy o takich szczegółach jak ostre, mocne kotwice, solidne agrafki i krętliki. Nie warto przechodzić załamania nerwowego z powodu wadliwego złomu.

    Jeżeli ucieczka z domu w idealną porę przesunęła się z jakiś powodów, to spokojnie, bez paniki - nie jesteśmy na straconej pozycji. Ryby z pewnością nadal są w rzece, z tym, że w raz z wysoką wodą udało im się przedostać nieco wyżej. Nie będą to może już łatwe łowy, ale ciężko wypracowana ryba cieszy podwójnie.

   Jeśli chodzi o wybór miejscówek, to zasada się nie zmienia, jest to ryba prądolubna i basta. Zmienią się natomiast trochę nasze przynęty. Powinny to być blachy cięższe, a woblery głębiej nurkujące. W zależności od stanu i przejrzystości wody dobierajmy ich wielkość oraz kolory. Im większa woda, tym większa przynęta. Woblery mogą mieć nawet 8-9cm a na mętną wodę warto mieć kilka tzw. oczoj…ów. Cięższe wahadłówki z blachy 2,5mm dobrze trzymają się szybszego nurtu i schodzą szybko w najgłębsze doły. Tym razem niech będą tylko bardziej obłe i wykrępowane, kształtem przypominające kultową karlinkę. Kolor miedziany, mosiężny to już klasyka. Jeśli blaszki pokryją się osadem/ patyną nie należy ich czyścić. Przydadzą się na czystej wodzie, kiedy ryba jest bardziej podejrzliwa.

     Zasiedziały srebrniak nie jest już taki skory do współpracy. Teraz musimy go wybawić z kryjówki, sprowokować i spowodować, aby broniąc swojego rewiru, zaatakował! Wiąże się to z dokładnym obławianiem wybranego miejsca różnymi przynętami i łowieniem na tzw. wymuszonego, czyli częstą zmianą odległości rzutu, kąta i prowadzenia wabika na różnej głębokości. Postarajmy się, aby prezentacja przynęty była jak najdłuższa. Monotonne ściąganie linki raczej nie zaowocuje braniem. Możemy np. przytrzymać woblera w rynnie pod naszym brzegiem, zmieniać głębokość pracy, odpuszczać i podciągać wędkę.

Łowiąc w dryfie wahadłówką tradycyjnym wachlarzem, zawsze uważnie przyglądam się wodzie. Jeśli widzę jakieś ciekawe miejsce, po rzucie unoszę wysoko kij, gdy przynęta się do niego zbliża gwałtownie opuszczam, i jakby wciskam tam blaszkę. Taki ruch w opadzie powoduje fajne obkręcanie i lusterkowanie błystki, jest to bardzo prowokujące. Nie zaszkodzi również poprowadzić tak obrotówki, czy woblera przez całą szerokość koryta. Nazywam takie wędkowanie dłubaniem wody. Wymaga to już determinacji, myślenia i koncentracji, ale zapewne nie jest nudne.

Namawiam też do poszukiwania własnej techniki, oraz stylu łowienia. Nie trzymajmy się zawsze utartych, podręcznikowych schematów, bo ryby też ich nie mają. Są często nieprzewidywalne i to jest w tym wszystkim najfajniejsze.

Nawet, jeśli przez dzień, dwa, tydzień nie doczekamy się brania, najgorsze co można zrobić, to się zniechęcić i poddać. Ja mam na ten temat swoją teorię. Taka apatia dopada tylko tych, dla których celem samym w sobie jest złowienie ryby. Prawdziwa fascynacja łowieniem troci rodzi się u ludzi z pasją i szacunkiem do całej przyrody, z którą obcują na tych niezwykłych łowach. Silne srebrniakowe branie w nurcie jest za to nagrodą.